Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/140

Ta strona została przepisana.

Siadała w kucki i pełła kapustę... a czasem tylko rzucała z pod oka spojrzenie, by się przekonać, czy zdobycz nie zerwała sideł.
Widziałem jej szyderczy uśmiech. Daremnie mówiłem sobie: Idźże, głupcze, do domu... ona kpi z ciebie! Nagle, bywało, wstała, przeskoczyła kilka grządek, zerwała tu kwiatek... tam drugi... i, chwiejąc się w biodrach, wykrzykiwała niby to do siebie:
— Oho! I ten widzę kocha się we mnie!
Wetknęła pęk kwiecia w rozchylenie koszuli na piersiach pomiędzy krągłe wymionka. Nie jestem pozbawiony pewnego rodzaju śmiałości, przeto wołałem:
— Proszę i mnie tam wsadzić!
Wybuchnęła śmiechem, oparła dłonie na biodrach i, kołysząc się tuż przede mną, na szeroko rozstawionych nogach, rzekła:
— Zachciało ci się? O, nie, nie dla twoich zębów dojrzewają moje jabłuszka!
W ten to sposób zapoznałem się pewnego sierpniowego wieczoru z tą ślicznotką, z tą łasiczką, z tą piękną ogrodniczką. Zwano ją powszechnie łasiczką, z powodu że podobnie jak owo stworzonko o spiczastym nosku była smukła, giętka, główkę miała małą, chytry, pikardyjski nosek, usta wydatne i powabnie wy-