Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/147

Ta strona została przepisana.

Gdy jednak prostaczek chciał wyciągnąć konsekwencje i rozwijając sztandary, rzucał się do ofensywy, łasiczka śmiała mu się w nos i odprawiała z kwitkiem. Śmiałem się oczywiście także, a Pinon, doprowadzony do desperacji, przeciw mnie kierował swą wściekłość. Był pewny, że mu chcę dziewczynę sprzątnąć z przed nosa, to też pewnego dnia poprosił mnie zupełnie formalnie, bym mu ustąpił miejsca. Odparłem słodkim głosem:
— Bracie, właśnie chciałem się zwrócić do ciebie z tą samą prośbą.
— A więc, drogi bracie, — odparł Pinon — jeden z nas zginąć musi!
— To prawda, drogi Pinon, — rzekłem — ale jest mi to bardzo przykre!
— To samo ja myślałem, drogi Breugnon! Dlatego też proszę cię, idź sobie! Dosyć jednego koguta w tym kojcu!
— Racja! Właśnie dlatego idź sobie ty, bowiem kokoszka jest moja!
— Twoja? Kłamiesz, pokrako! Jest moja... mam ją i nie dam nikomu!
— Drogi chłopcze! — odparłem — Chyba ci to nie tajne, że jesteś krasy byk auwergnacki. Siano, w sam raz dla ciebie, zaś to chrupliwe ciasteczko przeznaczone jest dla moich bur-