Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/189

Ta strona została przepisana.

Gdy się za nami zamknęły drzwi domu,, opowiedziałem historję owych rzeźb. Florimond. zaczął mi czynić gorzkie wyrzuty... Nie mógł pojąć, czemu oddałem tak tanio rzeźbę włoską, podając ją za swoją. Wszakże pan d’Asnois, lubując się w tych dziełach, byłby niewątpliwie zapłacił trzy razy tyle. Odparłem, że mogę sobie kpić z wielkich panów, ale nie chcę ich skubać.
Nie mógł tego pojąć i pytał jak mogą mi robić przyjemność kpiny, nie przynoszące dochodu?
Wówczas Martynka zabrała głos i powiedziała, te mądre słowa:
— Właśnie te kpinki i żarciki, przy których, nie myśli się o niczem tylko o wesołości, to rzecz najlepsza. Niedobrze być zawsze przemyślnym i praktycznym. Daj spokój, mój drogi, i pamiętaj sobie, że sam dobrze wychodzisz na tej wrodzonej nam ochocie do niewinnych żartów... temu zawdzięczasz nawet, iż nie masz na głowie rogów, ale same włosy. Myśl, że mogłabym cię oszukać trzy razy na dzień, tak mnie bawi, iż poprzestaję na tej uciesze. Nie chmurz czoła... nie rób sobie nic z tego i weź dobre chęci za uczynek. Schowaj rogi, ślimaku... zbliża się cień jakiś...