Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/19

Ta strona została przepisana.

wiedzieć, że człowieka przez ten czas gotowano niby mięso, przygrzewano, przysmażano, a potem dla odmiany moczono w wodzie. Twardy jestem skoro się nie rozlazłem do tej pory... co? Jako wór jestem zblakły po wierzchu, ale ileż w tym worku zbytków, facecyj, doświadczeń, szaleństw, ileż słomy i siana, fig i winogron, niedojrzałych i słodkich owoców, ileż głogu i róż, ile rzeczy widzianych, czytanych, wyuczonych, posiadanych i przeżytych! Wszystko to pomieszane, jak groch z kapustą. Co za radość, dobrać się do tego śmietnika i grzebać... grzebać...
Dość, mój Colasie! Jutro rozpoczniemy grzebaninę. Gdybym się wziął do niej dzisiaj... nie skończyłbym nawet pobieżnego inwentarza towarów, jakie mam na składzie.
A więc: posiadam dom, żonę, czterech synów, córkę wydaną za mąż, (dzięki Bogu!) zięcia, (ha... trudno, bez tego się nie obejdzie) ośmnaścioro wnucząt, szarego osła, psa, sześć kur i prosię. Jakżem bogaty!
Poprawiwszy okulary, przystępuję do bardziej szczegółowej analizy skarbów.
O tych ostatnich, prawdę powiedziawszy, wspominam jeno... dla pamięci. Bo oto przeszła po was wszystkich wojna... żołnierze, wrogowie,... a także przyjaciele... Oczywiście