Powiedział do mnie:
— Dam ci za darmo znakomitą receptę:
Głowę miej chłodną, a zaś ciepłe nogi,
Nie źryj jak paciuk, nie chlap dużo wina,
Nie właź do łóżka, gdzie leży dziewczyna,
A śmierć omijać będzie twoje progi...
Odpowiedziałem.
— Ta recepta dobra na czas zarazy, zwłaszcza żeśmy wysłali r miasta wszystkie baby, pchły, bachory, kaczki, Flonmonda oraz, niestety, dziewczęta. Na czas normalny posiadam ja inną, weselszą receptę.
We łbie szumi fantazyja,
Noga karczmy nie pomija,
Brzuch śpichlerzem świata zda się,
Kocham Kasie, Jasie, Basie...
A choć wszystko robak wierci,
Żył se będę aż do śmierci!
Popijaliśmy ostro, całowali się raz po raz, pochylali ku sobie, mówiąc ucieszne świństewka, on zaś swoim obyczajem klepał mnie po ramieniu i szczypał w udo. Nie zwracałem na to uwagi. Niestety; inaczej rzecz się przedstawiła nazajutrz.
Pierwsze słowa, jakie usłyszałem rano w warsztacie, nie były zgoła przyjemne.
— Panie majstrze — powiedział mi na dzień dobry uczeń — czy pan już wie, że ojciec Grattepain zmarł tej nocy?