Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/20

Ta strona została przepisana.

prosię nasolone i zjedzone, osieł ochwacony, piwniczka do dna wypita, kury dawno oskubane...
Co do żony... to... do stutysięcy starych djabłów... posiadam ją dotąd... Oo, słyszycie, jak wrzeszczy? Nie sposób zapomnieć o tem szczęściu... Poczciwa ptaszynka... mam ją, mam, jestem jej niezaprzeczalnym właścicielem! Ha, Breugnon, nielada z ciebie ziółko... wszyscy ci zazdroszczą. Panowie... proszę uprzejmie... nie jestem samolubem — porozumiejmy się! Kto ma ochotę wziąć sobie moją turkaweczkę? Posiada mnóstwo zalet, jest oszczędna, czynna, trzeźwa do szaleństwa, uczciwa do niemożliwości... itd. itd Coprawda, nie utyła z tych cnót. Jako grzesznik zatwardziały, wyznaję, że wolę jeden tłusty grzeszek od siedmiu cnót chudych... (ale dość tego, trzeba uszanować cnotę, skoro inaczej być już... z woli bożej, nie może!).
Hej, hej, jak się ta czarownica rozbija po całej chałupie! Pełno jej wszędzie, choć taka szczypa. Przewraca graty do góry nogami, burczy, beszta, klnie, drepci ciągle ze strychu do piwnicy i z powrotem, tępiąc kurz i ciszę z zaciekłością niepojętą.
Już trzydzieści lat minęło od ślubu naszego. Djabli wiedzą, (oraz Opatrzność) poco ją brałem? Kochałem się w innej, ale drwiła ze mnie, a ta