Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/213

Ta strona została przepisana.
VIII.
UMARŁA
Koniec lipca.

Rozpierała mnie coraz bardziej radość życia. Wracałem doń bez trudu, ochotnie, nie wątpicie o tem chyba. Czułem teraz, że jest stokroć lepsze, pełniejsze, słodsze, bardziej złote, przyrumienione chrupiące, że rozpływa się wprost na języku. Miałem apetyt zmartwychwstałego... Ach... jakże się musiał obżerać Łazarz po wyjściu z grobu!
Pewnego dnia pracowałem ochoczo w warsztacie, potem mocowałem się na kieliszki niby Samson ze znajomymi i właśnie byliśmy wszyscy w najlepszym nastroju, gdy zjawił się pewien wieśniak z Morvan.
— Majstrze! — powiedział do mnie — Widziałem wczoraj waszą żonę!
— Ho... ho... toś sobie użył, bratku! — odparłem — No, a cóż tam koło niej słychać?