zachowaliśmy dobrą wiarę, nie ugięliśmy się, nie wołali ratunku i nie mamy na sobie plamy hańby. Co się stało, tego nie można zmienić.
Doniosłaś swoje brzemię do końca, niechże teraz Pan Bóg je waży, to jego urząd. Już to nie nasza sprawa, możemy sobie odsapnąć oboje. Rozprostujmy grzbiety i siądźmy sobie nad dziurą wykopaną w ziemi, gdzie niedługo spoczniemy, by uciąć sobie śpika. Requiescant! Pokój ludziom spracowanym na tym padole!
Słuchała z oczyma zamkniętemi. Ręce miała skrzyżowane na piersiach. Gdym skończył, podniosła powieki i podała mi rękę, potem rzekła:
— Połóż się, mój drogi. Zbudzisz mnie jutro i pomówimy jeszcze.
Jak przystało kobiecie miłującej porządek, wyciągnęła się prosto na łóżku, wygładziła kołdrę, podciągnęła prześcieradło pod samą brodę, tak że nie było na niem ani jednej fałdy. Leżała przyciskając krucyfiks do wyschłych piersi, z wzniesionym w górę szpiczastym nosem i czekała gotowa i zrezygnowana.
Ale pisanem jej było jeszcze przejść przed śmiercią, celem ostatecznego oczyszczenia, przez piekło ziemi. Właśnie w momencie, gdyśmy skończyli pożegnanie, wpadła do izby właścicielka domu i zawołała, zwracając się do mnie:
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/219
Ta strona została przepisana.