Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/223

Ta strona została przepisana.

Glodzia zwisła mi na ręku, jakby już umarła. Osłaniałem starannie biedną jej głowinę. Przodem szła gospodyni, niosąc dary dla duchów. Niebawem znaleźliśmy się w przydrożnym lesie i spostrzegliśmy nad bagniskiem drżącą wszystkiemi gałęziami, starą osikę. Dominowała na niewielkiej polance wysoka, prosta, niby wieża. Okrążyliśmy trzy razy drzewo. Dziecko jęczało i kłapało zębami.
Przywiązaliśmy do rączki Głodzi wstążkę, drugi jej koniec do gałęzi, a potem gospodyni zanuciła bezzębnemi ustami wraz ze mną zaklęcie:

Osiczyno, dobra pani,
Wstążkę ci niesiemy w dani!
Osiczyno... osiczyno,
Ulituj się nad dzieciną!
Zdejm chorobę tę przeklętą...
Klniemy cię przez Trójcę Świętą...
Osiczyno, zbądź uporu,
Bo zwołamy duchy z boru,
Duchy czarne, białe, płowe
I utniemy tobie głowę!

Potem gospodyni zrobiła dziurę pomiędzy korzeniami drzewa, wlała w nią kubek wina, włożyła dwa ząbki czosnku i łyżkę, sadła. Następnie napełniliśmy mój kapelusz trawą i okrążyliśmy i Romain