— To musiało pięknie wyglądać! — odparłem — Szkoda, żem nie widział!
A jednocześnie myślałem:
— Już po mnie! Dobili mnie! Ale nie powiedziałem nic staremu młynarzowi.
— Jakoś sobie z tego nic nie robisz! — zauważył Jo jot z kwaśną miną.
Już to taka bestja z najporządniejszego człowieka, że rad patrzyć na niedole bliźniego, choćby po to, by go pocieszać.
Odparłem:
— Szkoda, że nie zaczekali do św. Jana z tą piękną sobótką! Skierowałem się ku miastu.
— Więc mimo to chcesz wracać?
— Tak... bądź zdrów, Jojot!
— A to dziwak z ciebie!
Popędził szkapę.
Szedłem dalej, a raczej udawałem, że idę, aż do chwili kiedy wózek Jojota znikł na zakręcie drogi. Teraz nie było już potrzeby robić zucha. Mogłem się oddać rozpamiętywaniu mej niedoli... i nie żałowałem sobie.
— Straciłem tedy wszystko — myślałem — nietylko dom, ale także nadzieję zdobycia innego; gdyż nie zostało mi nic z oszczędności gromadzonych przez — długie lata, grosz do grosza...
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/235
Ta strona została przepisana.