Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/271

Ta strona została przepisana.

dzielnych flisaków Burgundji. Gdy minie sława wielkich rodów, gdy znikną ich nazwiska, wówczas pozostanie jeszcze pamięć pracowników 0 namulonych dłoniach, którzy spławiali drzewo lasów naszych dla budowy domostw... Jakże straszną byłoby rzeczą, by właśnie tych budowniczych nazwać miano kiedyś podpalaczami 1 złodziejami!
— Gwiżdżę na to! — wrzasnął Gueurlu.
Ale „Król“ krzyknął, spluwając:
— Gwizdaj sobie, ścierwo! Breugnon mówi prawdę! Nie ścierpię myśli tak ohydnej. Na św Mikołaja, tego o nas nikt nie powie! Honor nie jest wyłącznem prawem bogaczy. Te siry, czy mesiry nie warte żadnego z nas!
— Ee, nie ma co się krępować! Czy oni sobie robią jakieś skrupuły? Trudno znaleźć większych drabów niż książęta i duki. Weźmy naprzykład Kondeusza, lub grubasa d’Epemon, poplecznika Włoszki, dalej księcia Soissons, a wreszcie choćby i naszego Neversa! Czyż nic nadziewają się do pęknięcia miljonami, niby świnie kasztanami? A kiedy zmarł nasz Henryk, to przecież wszyscy, jak byli, rzucili się kupą i rozkradli skarb państwa. Oto macie honor magnatów... Tfu! Więc dlaczegóż my mamy być gorsi?
Kalabryjczyk zaklął.