— Czekajcie! Jeszcze przyjdzie na nich kreska! Henryk się zjawi, wyjdzie z grobu i porznie ich, jak świnie, albo nie... lepiej my zrobimy ’ z nimi porządek, upieczemy ich, nadziawszy złotem niby prosię kluskami, na wolnym ogniu. Tak ukarzemy kanalje, to wolno... lecz nie wolno nam pod żadnym warunkiem naśladować ich łajdactw. Powiedziałem już i powtarzam, że flisak ma więcej honoru w pięcie, niż taki... rozbójnik w całem sercu.
— Tedy, królu drogi, przyłącz się do nas! — zawołałem.
— Dobrze... i Gueurlu pójdzie z nami!
— Nie... nie, ja nie pójdę! — wrzasnął Gueurlu.
— Widzisz rzekę? — spytał król — Pójdziesz tam z nami razem, albo sam, do wody. Marsz, naprzód! Heej... rozstąpić się! — wrzasnął w tłum — Idzie król Kalabrji, kiełbaśniki zatracone! Z drogi!
Uciekano przed nim, bo walił w prawo i lewo sękatym drągiem, my zaś sunęliśmy za nim, niby płotki?a potężnym szczupakiem. Złoczyńcy byli zbyt pijani, by z nimi dysputować. Każda sprawa ma swój czas. Przeto staraliśmy się tylko przewracać ich na ziemię w ten sposób, by jak najmniej ucierpieli. Pijany człowiek, to rzecz święta!
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/272
Ta strona została przepisana.