i czynić nieugięcie to co trzeba, oto jego zadanie. Uratować bandytów znaczyło tyle co zgubić całe miasto, gdyż w razie wydobycia się. na wierzch, jako kilkakrotnie liczniejsi i lepiej od nas uzbrojeni byliby wzięli nad nami górę, a co zatem idzie, myśliwi staliby się zwierzyną. Trudno... trzeba było udusić trutnie w ulu.
Widziałem, jak płomienie z lewej i prawej strony połączyły się nad piwnicami, strzelając i rzucając w powietrze pióropusze dymu.
Nagle ujrzałem u wnijścia do piwnicy, wciśniętego w tłum, stojącego bez ruchu, starego znajomego, znanego pod zawołaniem Gambi. Był to nicpoń zgoła nieszkodliwy, odznaczający się tylko niesłychaną pożądliwością wina. Płakał, to znów śmiał się, jakby stracił zmysły. Skąd u licha wziął się on pomiędzy bandytami? Zasłużył na karę, ale mimo wszystko, nie mogłem przecież pozwolić, by się żywcem usmażył. Bawiliśmy się jako malcy, a potem przystąpiliśmy razem do pierwszej komunji.
Odsuwam tedy gapiów, przesadzam zaporę, i stąpając po głowach (gryźli mnie w nogi), idę poprzez miazgę ciał ludzkich, z której się już kurzyło ku Gambiemu. Chwytam go za kołnierz, ciągnę... Niepodobna! Ciągnę mocniej... Nie sposób wyrwać go w całości, chyba krajać po
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/276
Ta strona została przepisana.