i każdy mógł ją niszczyć dowoli. Robiono też tam wszystko, czego nikt nie chciał robić u siebie-Pracowano tam, czyszczono, trzepano materace i dywany, wyrzucano śmieci, grano w gry towarzyskie, spacerowano, pasiono kozy, tańczono przy muzyce, ćwiczono się w strzelaniu z kuszy i samopału, oraz w bębnieniu, zaś nocą, wśród traw rozkwieconych różnobarwnemi papierami, przy szmerze Beuwronu, który się niczemu nie dziwił (widział bowiem niemało).. uprawiano miłość.
Póki żył nasz kochany książę Ludwik, wszystko szło po staremu, bo udawał że niczego nie widzi. Człowiek ten wiedział, że chcąc mocno trzymać wodze rządu trzeba na niejedno pozwolić poddanym. Cóż mu to szkodziło, że mieliśmy złudzenie swobody, gdy on był w rzeczywistości panem. Ale synalek jest pyszałkiem i ile razy któryś z kogutków na jego podwórku zapieje, zaraz pokazuje pazury władzy (w rzeczywistości władzy zresztą nie posiada, tylko udaje pana). Nie rozumie, że Francuz musi kpić ze swego władcy. Jeśli się nie śmieje, napewne zamyśla podnieść bunt. Nikt Franzuzem nie owładnie, jeśli sprawę bierze serjo, kocha on bowiem tylko tych, z których się może śmiać, będąc tego zdania, iż śmiech równa ludzi.
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/285
Ta strona została przepisana.