Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/325

Ta strona została przepisana.

Darujmy im zresztą mordy i wojny. Nasienie ludzkie djabła warte! Ale zmarnować tyle pieniędzy? Widać zaraz, że zbóje te nie pracowały nigdy na życie. A tobie się to podoba. Oczy ci wyłażą ze łba i uczuwasz dumę, jakby dukaty owe z twojej uleciały kabzy. Słuchaj, gdyby nawet tak było, byłbyś osłem dardanelskim, a jesteś dubeltowym, radując się szaleństwami, które popełnili za ciebie inni.
Odpowiadam: — Drogi Breugnonie, mowa twa złotem jest i masz zawsze rację. Niemniej jednak faktem jest, że dałbym sobie wlepić porcję kijów za tych draniów i że uważam owe cienie, uwolnione z ciał przed dwoma tysiącami lat, za twory żywsze od nas samych. Znam tych ludzi i kocham ich. Zgadzam się chętnie, by mnie Cezar zabił, byle się z godził płakać nade mną podobnie jak nad zwłokami Klitusa. Ściska mnie w gardle, gdy widzę Cezara w senacie pod ciosami sztyletów, podobnego zwierzęciu, osaczonemu przez myśliwych i psy gończe. Paprzę z otwartemi ustami na łódź pozłocistą, co wiezie Kleopatrę, otoczoną nereidami, uwieszonemi pośród lin i małemi i nagiemi pazikami, podobnemi do amorków. Rozwierają mi się nozdrza, chwytając wonny powiew od barki płynący. Płaczę, jak cielę, na widok śmierci Antonjusza, okrytego krwią, kona-