Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/343

Ta strona została przepisana.

lęcia: — Gwałtu! gwałtu! Gore! Wody! — Byłem pewny, że lada moment rzucą się na siebie, chwyciłem przeto pierwszy lepszy ciężki przedmiot (dziwnym trafem był to właśnie słynny dzban Fiorimonda) i strzaskałem go o stół. Jednocześnie, nadbiegła Martynka z garnkiem kipiącej wody i zagroziła, że im wyleje ukrop na głowy.
Wrzeszczeli jeszcze jak gęsi, ale podali tył i rozstąpili się. Wówczas powiedziałem:
— Umilknijcie! Jestem tu panem i taka jest moja wola. Czyście oszaleli? Czyż poto zebraliśmy się, by toczyć spory o credo nicejskie? Lubię dyskusję, ale możebyśmy obrali bardziej zajmujący temat. Czemuż nie roztrząsacie zalet wina burgundzkiego i salcesonu, słowrem, czemu nie mówicie o rzeczach konkretnych, które można jeść i pić. Wprost nie wypada przy stole rozprawiać o Bogu, Duchu Świętym, gdy się w dodatku nie ma wcale rozumu.
Nie mówię źle o tych co wierzą. Ja wierzę, wierzymy, wierzycie itd., wierzmy sobie w co chcemy. Ale mówić należy o czem innem. Czyż mało rzeczy w świecie? Każdy z was pewny jest raju. Doskonale, cieszy mnie to niewymownie. Czeka was, tam w górze miejsce zarezerwowane dla każdego z wybranych. Reszta oczywiście zostanie pod bramą. Pozwólcież Bogu, by lo-