Rok, przybędzie na zajęczy skok. Przez szczelinę widzę już ten rok nowy.
Siedzę sam pod okapem wielkiego komina. Zbliża się północ, za chwilę nadejdzie dzień Bożego Narodzenia, dzień wielki, kiedy to panuje
Radość wszelkiego stworzenia,
Ptaszki w górę podlatują,
Jezusowi wyśpiewują...
Sam jestem, po raz pierwszy nie poszedłem na Pasterkę i siedzę sobie z psem Cytrynkiem i kotem Pantoponem. Marzymy, drzemiemy potrochu. Przeżuwam wspomnienia wieczoru. Przed godziną miałem koło siebie córkę i wnuczkę. Opowiadałem Głodzi, wytrzeszczającej oczęta, bajki o wieszczkach, kaczusi, którą djabeł kusi. Jasiu dyrdasiu, o chłopczyku z kogutkiem, który dorobił się wielkiego majątku, prorokując pogodę oraczom... Bawiliśmy się doskonale. Starzy i młodzi słuchali opowiadania, a każdy dorzucał coś od siebie. Milkliśmy potem, słuchali jak woda kipi w garnku, patrzyli, jak mróz maluje cudne wzory na szybach, lub znów nadstawiali ucha na świegot świerszcza w ścianie. O jakże cudną jest noc zimowa... jakże przytulnie i ciepło pośród swoich, jak przyjemnie błądzić myślą po oddalach, wiedząc że się wróci do domu...