skarb wesołości, ów skarb ogromny, gromadzony mozolnie grosz do grosza czasu mych dalekich wędrówek i spacerów, wdłuż i wszerz życia, poprzez rozłogi pogody, radości i złośliwości, poprzez roztocze pełnej głębi mądrości szaleńca i szału mędrca, uwielbiającego byt cały.
Nagromadziłem zapasy nieprzebrane, których zużyć nie sposób. Niechże czerpią wszyscy dowoli, starczy na lata całe. Biorę to i owo od mych dzieci, a daję garściami skarby swoje i... wszystko w porządku.
Kto chce widzieć króla bez królestwa „Jana bez Ziemi“, szczęśliwego człeka, niech spojrzy na mnie teraz oto, gdy siedzę na tronie, przewodnicząc bankietowi. Dziś mamy Trzech Króli. Po południu zjawił się w naszej ulicy orszak trzech magów. Jechali na wspaniałym wozie, ciągnionym przez sześciu pastuszków i sześć pasterek biało ubranych. Wszyscy śpiewali, a psy wtórowały, grając na swych instrumentach przyrodzonych.
Jest teraz wieczór, siedzę przy stole, a wokół mnie wszystkie moje dzieci i wnuki. Razem ze mną... trzydzieści sztuk, a wszyscy krzyczą: król się bawi!
Król, to ja. Mam na głowie koronę, formę blaszaną do pasztetu. Moją królową jest Martynka
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/351
Ta strona została przepisana.