A kto mi u stu djabłów powie, poco świat wydał wszystkich tych cymbałów, tych gentlełajdaków, polityków, tych wielmożów, którzy są wielnożami Francji? Opiewają nieustannie jej sławę, a opróżniają jej kieszeń. Pożerają nasze własne denary, twierdząc, że niszczą wrogie mocarstwa. Napastują Niemcy, wciskają się do Włoch, wtykają nos do haremu Turka, chcieliby zagarnąć pól świata, a nie potrafiliby nawet obsadzić go kapustą!
Basta, drogi przyjacielu... płać rachunek i ruszaj do domu! Wszystko jest wyśmienicie, a przyjdzie czas, że się to jeszcze ulepszy (weźmiemy się do poprawy świata przy pierwszej sposobności). Niema tak głupiego osła, któryby nie nosił worków do młyna.
Słyszałem raz, że pewnego dnia pan Bóg (o... Stworzycielu, ciągle dziś gadam o Tobie...), przechadzając się ze Św. Piotrem po Betlejem (to przedmieście Clamecy), zobaczył siedzącą na progu domu kobietę, która była wielce znudzona i smutna. Dobry Stwórca, współczuciem tknięty, sięgnął do kieszeni, wyjął całą garść (około stu) wszy, rzucił jej na kolana i powiedział: „oto zabawka dla ciebie, droga córko moja!“ Kobiecina ocknęła się z odrętwienia i zaczęła polowanie. Ile razy udało jej się chwycić i zamordować zwierzątko, wybuchała wesołym śmiechem.
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/40
Ta strona została przepisana.