Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/70

Ta strona została przepisana.
III.
PROBOSZCZ Z BRÈVES
1. kwietnia.

Gdy tylko drogi opustoszały po nieproszonych gościach, postanowiłem udać się, nie zwlekając, do mego drogiego proboszcza Chamaille. Niebardzo się o niego niepokoiłem. Wiedziałem że ten poczciwiec potrafi się obronić. Ale zawsze jakoś człowiek czuje się spokojniejszym, gdy na własne oczy ujrzy przyjaciela. Zresztą chciałem sobie rozprostować nogi.
Ruszyłem tedy, nic nikomu nie mówiąc, i wędrowałem pogwizdując wzdłuż brzegu rzeki, wijącej się u stoku lesistego pagórka. Na młodych, bladziutkich listeczkach błyszczały drobne kropelki deszczu, onej błogosławionej rosy wiosennej, która spada z nieba, zatrzymuje na chwilę, a potem rozpoczyna sączyć się znowu. Zakochana wiewiórka krzyczała w gęstwie, po łąkach kiwały się niezdarne gęsi, kozy darły się na całe gardło, a mysikrólik trzepał swe nieustanne titipit!