— Więc dajmy mu pokój! Jestem twym gościem, to prawda, ale co powiesz naprzykład o księdzu Corbignym, który twierdzi, że posiada flaszkę mleka św. Teresy, albo o księdzu Cermizelles, który, cierpiąc razu pewnego na zatwardzenie, wziął lewatywę ze sproszkowanych relikwij i wody święconej.
— Co powiem? — zawołał proboszcz — Oto, że ty sam, który pokpiwasz sobie, uczyniłbyś niewątpliwie to samo, gdyby ci choroba do żywego dogryzła. Co do księdza Corbigny, muszę zresztą zauważyć, że jest to zakonnik, a te bestje konkurują z nami, świeckimi księżmi tak zaciekle, tak bardzo radziby nam odebrać wszelką klientelę, iż nie wahają się nieraz wprost handlować mlekiem archaniołów, śmietanką aniołów, lub masłem serafinów. Nie mów przy mnie o tych ludziach. Wiesz przecież, że proboszcz, a mnich, to jak pies i kot.
— Więc, przyjacielu drogi, nie wierzysz w relikwje?
— Nie wierzę w ich relikwje, a wierzę w swoję. Mam kość biodrową świętej Dionizji, która czyści urynę i naskórek ludzi pokrytych liszajem, mam kawałek obojczyka Św. Eutypjusza, który wypędza demony z brzucha owiec... Co? Śmiejesz się, niedowiarku? Więc nie wierzysz w nic?
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/87
Ta strona została przepisana.