Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/110

Ta strona została przepisana.

czasy — biesiady pańskie, radość, uciechy; a jednak nieboga co dnia wspominała dobrą księżnę, co matką od dziecka jéj była i urodziwego jéj syna, — którego wprzód pokochała, sama niewiedząca o tém, nim złości jego doznała na sobie, i dotąd mimo krzywd ciężkich zapomnieć wcale nie mogła. — A godzina za godziną, i dzień za dniem ubiegały....
Jednego dnia, ku wieczorowi, wszystkie trzynaście dziewcząt siedziało na krużganku zamkowym; wiły wianki z róż, z bławatków, wesołe piosnki śpiewały. — Razem na drodze sadzonéj słychać gwar, turkot, tętnienie: spojrzą, aż tu ku zamkowi wali się orszak, widno w zaloty. Idą złocone kolasy, konie drogiemi kryte makatami, sługi świéżo postrojone; na przodzie dorodnego orszaku młodzieży dwaj siwi swatowie jadą, — pomiędzy nimi, na cisawym koniu, rzeźwy i hoży zalotnik. Marya, skoro nań okiem rzuciła, krzykła z cicha: poznała wroga swojego, i poczęła prosić dziewice aby ją przed nim ukryły.
Księżniczki jéj przekładają, by się daremno nie bała, że u ojca ich, nikt nie ma mocy jéj zaszkodzić.
— „O moje kochane siostry! jeżeli on mnie tu zobaczy, on tak zawziął się mnie zgubić, że choć mnie zasłonicie od przemocy jawnéj, on dokaże swego zdrada.“ —
Skryły ją tedy w ustronnych komnatach, a między sobą poprzysięgły zgodnie żadna nie być żoną