Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/119

Ta strona została przepisana.

Mimo to, niewdzięczny partacz wrzał przeciw niemu zazdrością i gniéwem; bo mu się zdawało, że wszystko co Wawrzyn zarabia, to jakby jemu samemu z rak wydarł. Przemyślał tedy tylko jako by się na nim zemścić i z drogi sobie usunąć. Zabić, nie mógł się odważyć, ale umyślił sobie go oślepić. — Jednego tedy dnia, wśród wędrówki, wsypał w obiad ufnego towarzysza ziele usypiające, które na to już gdzieś u Węgra oléjkarza kupił.
Po obiedzie, niedaleko jeszcze uszli, kiedy Wawrzyn zaczął się skarżyć na niezwyciężoną śpiączke.
— „Ha! zwyczajnie oto niedospałeś widać w nocy twojéj miarki!“ odrzekł chytry Franek. „Mnie téż jakoś do północka w karczmie się zabałamuciło, że chętnie dospałbym teraz. Ot, połóżmy się gdzie w krzaki; dyć nam nic pilnego w drodze.“
Nie bardzo daleko od gościńca, widać było niewielki pagórek, bajraczkami sosnowemi porosły, na szczycie którego stała szubienica. Nie było to miłe miejsce do spoczynku, ale Wawrzyn, ledwie już oczy powłócząc, dał się tam zaprowadzić, — a ległszy pod krzakiem choiny zasnął jak nieżywy.
Niegodziwy Franek, wypróbowawszy wpiérwéj czy śpiący zbudzić się nie da, wykłuł mu wtedy obie źrenice w oczach, że całkiem wyciekły; a zabrawszy oślepionemu ładowny trzosik, poszedł daléj w swoją droge. —
Niebogi Wawrzyn spał tymczasem, tak długo, że