Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/125

Ta strona została przepisana.

— „Cóż mi się tak przyglądasz?“ poszepnął mu na ucho Wawrzyn, wstając z za stołu. „Ja to jestem ów towarzysz twój, któremuś niegodziwcze wydarł niewinnie wzrok i zrabował grosz zapracowany.“
— „A nu, tak!“ odpowiedział Franek, bezczelnie w boki się ująwszy. „Wykłułem ci te śliczne piwne ślépki.... ale widzę, jak we wszystkiém, tak i w tém biés ci dopomógł. Jeżeli chcesz, pozywaj mnie! zjész djabła kto ci uwierzy.“
— „O zatwardziały człowieku! niemyślę ja cię pozywać, tylko chciałbym dla twéj duszy, żebyś żałował tego coś mi zrobił. — Mnie, jako widzisz, żadna krzywda ztąd nieprzyszła, — i samać to Opatrzność dozwoliła ci pewnie dopełnić na mnie téj zbrodni, dla mego i drugich dobra.“
Tu Wawrzyn opowiedział mu wszystko wiernie jak się stało: podsłuchaną złych czarodziejów naradę, swoje cudowne wyléczenie ze ślepoty, co potém dobrego sprawił i jako został nagrodzon. — Brzydki Franek dziw że słysząc to nierozpukł się ze zazdrości. Gdyby mógł zabić Wawrzyna i wleść w jego skórę, byłby to zapewnie zrobił. Niemogąc mu przecież zaszkodzić i widząc go teraz panem, obyczajem podłych ludzi, upokorzył się przed nim, żałując wrzekomo swéj niegodziwości a ciesząc się z dobrego końca, ku któremu Bóg ją obrócił. — W duchu tymczasem pomyślał sobie iść w noc na no-