Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/126

Ta strona została przepisana.

wiu pod szubienice oną i wysłuchawszy co czarodzieje uradzą, obrócić to na swój użytek.
— „Tylko nie będę taki głupi, jak ty“ — myślał — „żeby cóż tóż wziąść, co zapłacą! O nie! będę drzéć co się da z kogo.“ —
Z tém postanowieniem pożegnawszy Wawrzyna, że nów już był nie daleko, szedł zaraz nająć podwodę, którą zajechał aż do znanéj karczmy, gdzie towarzyszowi drogi zadał usypiającego ziela.
Przeczekawszy w niéj dzień cały, w samą noc nowiu wyszedł skrycie, równo z mrokiem, i przed północą stanął pod szubienica. Ukryty w najgęstszym krzaku choinowym, wyczekiwał niecierpliwie przybycia trzech kruków, kłapiąc zębami od chłodu i od obawy, bo cóś jakby mu szeptało że mu ta chciwość na złe wyjdzie. Możeby dłużéj nie wytrzymał i wszystkich zysków zrzekłszy się uciekł; alić w tém zaszumiało w górze, i kruk czarny, z przeraźliwym krzykiem, padł pod szubienica. — Za małą chwilkę zjawił się drugi i trzeci, — a wtedy z kruków stanęli trzéj żywi ludzie.
Franek nadstawił chciwie ucha, żeby ni słowa z ich tajemnic nie stracić; lecz na jego utrapienie, powitawszy się swoim obyczajem, cicho tylko cóś szeptać poczęli. Nakoniec odezwał się jeden:
— „Tak, niezawodnie podsłuchał nas któś, i pomięszał nasze sprawy. Trzeba dobrze przejrzéć wszędzie czy gdzie i dziś się niezaczaił!“