Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/129

Ta strona została przepisana.

tał. Z przekleństwem upadł na ziemię złoczyńca i ducha z krwią czarną wyzionął.
Kiedy chłopiec powrozy staruszka rozerznął, ten mu serdecznie dziękował. „Bóg ci stokrotnie zapłać! moje dziecko, żeś mi tę trochę boskiego światła ocalił; ten bezbożnik chciał mnie oślepić, żem go trafiwszy w zasadzce, na podróżnych dybiącego, do pokuty za grzéchy przywodził. — Ale Bóg z tym, kto jest z Bogiem, — i oto zesłał mi ciebie w sam czas. — Jakże ci rzekają, moje dziécię? i gdzie to idziesz tak w czas?“
— „Marcin mi rzekają, ojcze!… a idę, ot tak w świat sobie, gdzie mię Pan Bóg zaprowadzi. Nie mam matki, ani ojca, — jak psem mną ludzie poniewiérali, — może gdzie Bóg da znaleść lepiéj.“ —
— „No, mój Marcinie“ — rzekł starzec — „toć pójdziemy z sobą razem, aż ci Bóg da gdzie znaleść przytulenie. Może ci gdzie się odwdzięczę za twoją dzisiejszą usługę. Wprawdzieć sam jestem tylko dziad ubogi, litości ludzkiéj proszący, — ale widziało się wiele, wiele na świecie się żyło, — dobra rada, mój chłopaku, nieraz lepsza złota.“ —
To mówiąc, dał Marcinowi nieść torby swoje, i poszli razem gościńcem, śpiéwając głośno o opiece boskiéj, — tak serdecznie, że wszystkie ptaszki na drzewach wtórzyć im zaczęły.
Niezadługo wyszli z lasu, na bujne pszeniczne pola, i ujrzeli nieopodal, na wzgórzu, miasto czer-