Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/140

Ta strona została przepisana.

zamknąwszy za sobą drzwiczki i święconą krédą je opisawszy. Przytulony za organem czekał co się daléj stanie.
Dwónasta wybiła znowu, — wieko od grobów znów się z hukiem odwaliło, — i strzyga wyleciała na kościół. I znowu Marcin słyszał jéj wycia i wrzaski, okropniejsze jeszcze niż wczora, — walenie ławek, rzucanie kośćmi i lichtarzami...... wreście na chwilę wszystko ucichło. — Chłopiec, ciekawy co, się stało, wychylił głowę z za organu, i ujrzał okropną czarną poczwarę, z rozwianym ognistym włosem, krwawemi oczyma i strasznemi kłami, w pośród kościoła nieruchomie stojącą. Wylękniony tak okropném widziadłem, rzucił się nazad za organ; ale w téj chwili postrzegła go strzyga.
— „Ha! przeklętniku! tameś to?… Czekaj! zaraz ja cię dostanę!“ wrzasła, i biegła do drzwiczek od chóru. Ale słabe drewniane drzwiczki, opisane święconą krédą stały, jak mur nieruchome przeciw mocy złéj. — Straszydło poleciało wtedy do otwartego grobu i wnet wróciło, wlokąc za sobą z łoskotem trumnę. Postawiła ją pod chórem i znów pobiegła po drugą. Drugą stawiła na piérwszéj i znów po trzecią bieżała. Tak nastawiała wreście trumn dziesięć, jak schody, aż do samego prawie chóru, i już drapała się po nich z jedénastą.
Marcin widział że jak tę jeszcze postawi, dostanie się do jego schronienia, — kiedy więc strzyga z nią