Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/146

Ta strona została przepisana.

chłopcy. — — Kiedy, idąc przez Dąbrowę, mijali chatę Kasiną, pobiegł, raz jeszcze, choć na krótką chwilkę, zobaczyć kochankę drogą i pożegnać — Bóg wié na jak długo!..
Kasia wtedy, z matką starą, niewiedząc jeszcze o niczém, szyły właśnie szaty ślubne. Skoro im Stach opowiedział że oto idzie na wojnę, z żalu załamały ręce, — ale by został namawiać nieśmiały. Rzéwnemi łzami płakały, gdy go ściskając żegnały.
— „Kasiu moja! liljo moja!“ mówił chłopiec, odchodząc już z chaty: „wiem ja, że idę, — niewiem, czy powrócę?.. Powiédz, Kasieńko! jeżeli powrócę, czy ja serca mego przez cię nie zasmucę? Czy, kiedy ja będę na wojnie krew lać, ty tutaj nie będziesz z drugim ślubu brać?.. Powiédz, Kasiuteńko! do roku trzeciego — czy będziesz czekała powrotu mojego?“..
— „Stasiu! życie, słońce moje! co mi ty mówisz o trzech latach?.. Choćby i do śmierci saméj, gotowam czekać za tobą!.. Wrócisz, albo niepowrócisz, niechcę nigdy znać innego.“ Zawołała dziewczyna, rzucając mu się na szyję.
Raz jeszcze przycisnęli piérsi do piérsi, usta do ust — i odszedł Stach, na wojnę, na krwawe mordy; Kasia została w chacie, rzéwnie zapłakana. — Stara matka tuli córkę jak może, ociéra jéj łzy z oczu chustą białą, pociesza dobrą nadzieją.