Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/161

Ta strona została przepisana.

kąt lochu, sam jego okrył się całunem, a potém legł cichutko w trumnie, wiekiem się przysłaniając. Nie długo leżał, a oto i północ przyszła. Potępieniec z okropnym poruszył się jękiem, — odrzucił wieko z łoskotem, — powstał: a blada posępna łuna, bijąca od jego trupiéj głowy, oświeciła cały loch.
Jan, patrząc nań przez szparę, czuł jak mu zimne mrowie od wielkiego palca w nogach szło do głowy i włosy dębem stawały; — lecz nie czas było namyślać się już: zebrał całą odwagę do serca, i odrzuciwszy wierzch z trumny, stanął przed swoim nieboszczykiem panem.
— „Kto tutaj?“ — podziemnym głosem odezwało się widmo.
— „To ja, Jan Zmora, parobek twój panie.“ —
— „Po co tu przyszedłeś?“
— „Służyć ci panie po śmierci, — jakom ci służył za żywota.“ —
— „Żywyś ty, czy umarły?“ — zapytał strach. —
— „A dyć umarly, mój panie. Nie mogłem żyć już dłużéj ze strasznego żalu po moim drogim panisku, a konając uprosiłem, żeby mnie chociaż przy was pogrzebali.“ —
Upiór nie dowierzając obszedł go wkoło, wietrząc, czy żywéj nie poczuje duszy; ale Jan tak się od stóp do głowy trupim owinął całunem, że cuchnął wszędzie niby trup.
— „Kiedyżeś umarł?“