Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/170

Ta strona została przepisana.

Na łoskot siekiéry nadleciał z bagniska ciekawy djabeł i zobaczył drwala pracującego w pocie czoła. Przejrzał wnet całą jego biéde, — że ode wczoraj nie miał kęsa chleba w ustach i że lichy podpłomyk w kieszeni był jego ostatnim posiłkiem; a jako djabeł zawsze na złe ludzkie chciwy, skradł się gdzie leżała zdjęta sukmana drwalowa, porwał z niéj placek i rzucił go w najgłębszą otchłań bagniska. — Ciesząc się ze swéj niecnoty, poleciał czémprędzéj do piekła, pochwalić się z niéj przed najstarszym czartem.
Ale chociaż to i najstarszy czart, więcéj miał w sobie sumienia i litości, niżeli nie jeden człowiek, krwią Chrystusową odkupiony; skoro rzecz całą usłyszał, zatrząsł się wszystek ze złości.
— „Jakto?“ zawrzasnął — „toć ty hultaju śmiał taki wstyd djabłom zrobić!… poczciwemu człowiekowi, co przez całe życie, pomimo najcięższéj nędzy, prawą zawsze chodził drogą, śmiałeś porwać ostatni kęs chleba, bez którego z głodu zemrzéć może?!… Leć mi natychmiast, ładajku! za tę krzywdę, którąś mu wyrządził, służyć póty temu człeku, aż cię sam od siebie odprawi.“ —
Psotny djabeł, sfukany i zawstydzony, wyleciał z piekła, i przemieniwszy się w parobka, szedł ku miejscu gdzie drwala zostawił.
Biédny człowiek, znużywszy się pracą, siedział właśnie pode drzewem, szukając napróżno po kieszeniach sukmany swego jedynego posiłku. Nieznajdu-