Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/197

Ta strona została przepisana.

samém wejrzeniem zabija. Tak się téż stało z dwojgiem drobnych dziatek, co do owéj piwnicy igrając zabiegły, i z dziéwką, co ich szukając tam zaszła. — Wyciągnięte osękami trupy były nabrzmiałe, pełne pryszczy i plam, — z czego świadomi rzeczy wnieśli o bytności Bazyliszka. Urząd miejski posłał do piwnicy winnego śmierci zbrodniarza, okrytego zewsząd zwierciadłami, obiecując mu przebaczenie jeśli potworę zabije. — Jakoż Bazyliszek, jak skoro w zwierciadło pojrzał, padł, własném zabity wejrzeniem.



V. Zbójcy.

Przede stu jeszcze, lub mało co więcéj, laty nowe miasto warszawskie otaczały zarośla i bagna, a podczas gromnic, nieraz bywało, wilki przybiegały nocą w rynek, wyć pod jatkami rzeźników. — Za owych to czasów, w późny zimowy wieczór, przyszedł do jednéj zamożnéj, w pobliżu kościoła N. P. Maryi, gospody dziad żebrzący, prosząc aby go na noclég przyjęto. Za zezwoleniem gospodarskiém, legł sobie na ciepłym zapiecku, — a wnet téż i wszyscy domowi do snu się układli. — Kiedy już dobrą godzinę wszystko w izbie, jak makiem zasiał, cicho było, — szynkarka, która dotąd zasnąć niemogła, posłyszala szelest po za piecem — i dziad, wyszedłszy przybóś