Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/206

Ta strona została przepisana.

sobie po drodze: „tatuś jak psa precz wygnali! Za co? żem nie mógł ni raz poznać stracha!… Oj! żeby téż gdzie tego stracha spotkać!“....


Na drugi tydzień wędrówki swojéj zaszedł głupi Wojtek na południe do jednéj karczmy. Kiedy go zaczęli pytać, dokąd i po co wędruje, odpowiedział szczérém sercem: że sam nie wié dokąd idzie, a szuka poznać gdzie stracha. Co żyło buchło śmiéchem na te słowa, nie wiedząc czy to głupiec, czy frant; karczmarz zaś, klepiąc go po ramieniu, rzekł:
— „No przyjacielu! jeśli ci o to tylko idzie, nic łatwiejszego jak tu poznać strach. — Widzisz, hen na górze, ten ogromny zamek? od Bóg wié jak już dawna stoi on pustkami, bo przed strachami żywa dusza mieszkać się w nim boi. Idź, jeżeliś tak stracha ciekaw, tam spać, a będziesz go miał dosyć.“ —
„Juści że pójdę, kiedy tak,“ — odpowiedział Wojtek — „a jeżeli tam stracha na prawdę poznam, zapłacę wam uczciwie za dobrą radę. Musicie mi tylko zanieść co jeść i pić, bo na czczo znudziłoby mi się czuwać przez noc całą.“
Ludzie i karczmarz sam, widząc że on na prawdę się wybiéra, rzucili żarty i jęli przekładać, żeby nie narażał próżno młodego życia, bo już nie jeden zuch taki za ich pamięci przepadł w zamku na wieki Ale