Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/210

Ta strona została przepisana.

dzisz na co ci twój sążeń cielska się zdał?… Cóż mi dasz teraz, żebym się żywo wypuścił?“
— „Dam ci skarb wielki, o jakim nie śniłeś, — ale nie za to żebyś mnie puścił, tylko żeś mnie zmógł, bo przez to zbawiłeś mnie od mąk, które od stu lat znosiłem. Byłem ja kiedyś tu panem, a przytém okrutnym siłaczem; kogo zaś, wyzwawszy, przemógłem, na wpół piłą go przerzynałem. Za to co noc mnie djabli teraz piłowali, — aż póki nieznalazłby się któs, coby nademną wziął górę. — Nie byłbyś téż tego dokazał, gdybyś mi oddał ostatni kęs twego jadła, bobym pożarł z nim wszystką twoją siłę. — No! a teraz pójdź za mną, wziąść nagrodę którąś zarobił.“
Wojtek szedł tedy za strachem, aż do ogromnéj piwnicy, gdzie było pełno srébra, złota i drogich kamieni. Wybawiony potępieniec pozwolił mu brać z tąd co zechce, a Wojtek brał téż ile unieść tylko zdołał. Od blasku zaś tylu skarbów tak mu się na raz rozjaśniło w głowie, że wybiérał samo złoto i najkosztowniejsze klejnoty, — choć przedtém jako żywo nic tego wszystkiego niewidział!
Obładowawszy się dobrze, chciał podziękować swemu dobrodziejowi, — ale ten już gdzieścić zniknął. „To i tak dobrze! nie będę mu się kłaniać,“ pomyślał zhardziały głupiec, i wyszedł z zamku, wlekąc się jako mógł pod ciężarem swéj zdobyczy.
Kiedy powrócił do karczmy, gdzie go ciekawa