Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/26

Ta strona została przepisana.

nie słyszał: i przeto także miał szacunek ludzki, jako rozumny a wojenny mąż. — Najmłodszy brat był sobie po staremu chłopem, orząc ziemię w pocie czoła, jako ojce jego przedtém, i wierząc, w szczérości ducha, wszystko co oni wierzyli, — ani dbając na mądrość brata organisty, ani na nowiny żołniérza: dla czego téż u obojga w niewielkiéj stał cenie i głupcem od nich zwan był. — Wszyscy zaś trzéj bracia, jako poczciwi synowie, płacili miłość matce wzajemną serdeczną miłością, starając się dnia każdego by radość i wszystko dobre było z nią w starości jéj.
Aż oto dnia jednego stało się nieszczęście, że niebogą starowinę porwały w nocy boleści niezmierne, od których jęcząc pobudziła dzieci, — że zbiegły się do jéj foża, wielce strapieni i trwożni, a co począć niewiedzący.
— „Już no ja tutaj przy matce zostanę, i czuwać będę nad niemi, — a wy jeno bieżcie co żywo do mądréj, w lesie u staréj mogiły, by przyszła choréj z pomocą“ — rzekł do braci organista.
Oni tedy, góra, dołem, biegli do staréj mogiły, do spustoszałéj chaty, gdzie mądra mieszkała, i znalazłszy babę wiedli w skok do wioski. Kiedy byli blisko domu, patrzą, — aż ci organista stoi przed wrotyma.
— „A co? jak matce?“ — spytali.
— „O! już im lepiéj być musi, bo przestali cał-