Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/28

Ta strona została przepisana.

jako ona stoi, do wiérzchu dojść nie potrafił. — Chceli z was który szczęścia popróbować? niechajże pójdzie przynieść z tamtąd wody, a matka wasza żywa będzie znów. — Droga do góry za południem słońca.“&nbps;—
Ledwie baba za drzwi wyszła, bracia daléj z sobą w radę. Każdy zarówno rad był iść w drogę naprzeciwko wszystkim strachom, byle wskrzesić zmarłą matkę; lecz średni brat się odezwał:
— „Słyszeliście, moi bracia mili! że w téj podróży trzeba nielada odwagi: iścież tedy mnie ona przypada. Jać, com już nieraz zajrzał śmierci w oczy, pewno się czego nie zlęknę, i choćby djabłu kroku dostoję. Dajcież mnie że tam pójdę, a w tydzień oczekujcie powrotu mojego, z żywa-wodą naszéj matce.“ —
I pożegnawszy braci, przypasał wielki miecz do boku swego, i puścił się w świat, idąc za południem słońca…

∗             ∗

Minął dzień jeden, i drugi, i trzeci, — wreście tydzień się ku końcowi miał: bracia w domu pozostali wyglądają niecierpliwie; żołniérza z nikąd ni widu, ni słychu. Gdy tydzień z górą już minął, biegli do baby, po radę, czemu tak długo brat ich nie powraca?
— „Daremnie go nie czekajcie“ — odpowié im mądra baba — „już on więcéj nie powróci. Stoi on