Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/38

Ta strona została przepisana.

pewnie aż do sądnego dnia trwało, — ślubiąc mu, iż go nigdy już nieodstąpią, ale wszędy za nim pójdą i póki życia służyć mu będą.

∗             ∗

Szli zatém, wielkim taborem, za wiodącym ich młodzieńcem; aż na dzień trzeci zaszli do wsi, w któréj mieszkał. — Stanąwszy pod chałupą swoją, otwarł drzwi, i podszedłszy ku posłaniu matki, martwe od trzech niedziel zwłoki skropił gałązką mówiącego drzewa, zmaczanego w żywéj-wodzie. A oto, nieczkąc chwili, staruszka otwarła oczy, — powstała rzeźwa i zdrowa, jak gdyby nigdy nie chorzała. — Radością szczęśliwego syna rozradowali się wszyscy, i nie było miary uniesieniom i uciesze zgromadzonego mnóstwa.....
Były tam przecież dwie dusze, co nie dzieliły powszechnéj radości. Byli to obaj synowie zmartwychwzbudzonéj wdowy, — którzy znieść tego nie mogli, że najgłupszy brat ich dokazał, czego oni, mądrzy, niezdołali. — Markocąc sobie z tąd strasznie, a niechcąc patrzéć na cześć braterską i szczęście, odeszli milczkiem ze swojéj wioski i poszli służyć w obcéj gdzieś sadybie. — Tam organiście, że niezbywało na mędrszych od niego, gnój w pole wozić kazano; rycerz zaś zginął, w bójce o nie swoją sprawę.
Tymczasem, na miejscu lichéj owéj wioszczyny, stanęło rychło ludne i okazałe miasto, a w pośród