Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/51

Ta strona została przepisana.

dłużéj darmo lenia w domu (za co Bogu i ludziom przyjdzie zdać rachunek), wygnał go na cztéry wiatry, myśléć sobie o kawale chleba. Stary z razu ani słuchać niechciał; ale jako to zazwyczaj bywa, kiedy mąż stary z młodą sporzy się żoną, uległ nareście złośliwéj swéj trapicielce. — Że przecież nie miał serca rzéc w oczy synowi: „pójdź sobie precz“ — baba mu doradziła, żeby wywiódłszy go o podal domu, na rozstaje, porzucił na opatrzność bożą.
Nazajutrz po téj umowie, dziad, — rady nie rady, — szedł obudzić wylégającgo się wyrostka, mówiąc:
— „No! czas ci to już, mój chłopcze, byś téż i ty zaczął myśléć o kęsie chleba dla siebie. — W Niedźwiedzicach właśnie oto dzisiaj wielki odpust i nie mało z różnych stron luda; pójdźże zemną, zrobić dobry początek.“ —
Tak mówiąc, podawał mu odarte łachmany, przez które nagie przeświécało ciało, na nogi łykowe sandały, przez ramię przewiesił kobiel, w ręce dał strugane skrzypice ze smykiem, i wyprowadził w las bezdróżny, — dając po drodze nauki, jak ma udawać kalékę, jaką i gdzie piosnkę śpiéwać, jako u kogo o jałmużnę prosić.
— „A kiedy będzie przechodzić mimo cię niewiasta, choćby téż stara i szpetna, spojrzyjże na nią z pod oka i ozwiéj się słodkim głosem: moja prześliczna, szczérozłota panno! wspomóż dla miłości