Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/59

Ta strona została przepisana.

piasek, leżał do najmniejszego odebrany ziarnka. — Ucieszony więzień podskoczył z radości i tysiąc dzięków dobréj mrówce składał; tymczasem rój ów niezmierny, jak wszedł, tak wyszedł szczeliną.
Minęła nareście doba; otwarły się drzwi więzienia, i kat, z pacholiki swemi, wszedł, wieść skazanego na śmierć, — lecz jak piorunem rażeni stanęli, widząc sprawioną robotę, któréj ode człowieka nigdy spodziać się nie było. Biegli więc do króla z powieścią. Król, jako pan bogobojny, uznał w tém istny cud nieba i więźnia wolno puścić kazał; a „chcąc mu krzywdę niewinną nagrodzić przyjął na dwór swój pomiędzy dworzany.
Błogo i wesoło na królewskim dworze wiodło się życie dziadowemu synowi, — a że był arcybystrego rozumu, wkrótce pomiędzy ludźmi otarł się ze swéj prostackiéj ciemnoty, i stał się w krwawéj czy niekrwawéj potrzebie biegłym a rozważnym młodzianem, — do kielicha téż i niewiast nielada graczem. Było zaś tak, że ów król miał córę jedyną, młodziuchną a dorodną i serdeczną. Stało się tedy że młody dworzanin wpadł w oko cudnéj królewnie, a za niewiele czasu byli ze sobą jak starzy znajomi, a rozkochani jak gołębi para. Przecież biédny młodzieniec musiał kryć statecznie swą miłość, bojąc się gniéwu swego króla; trapił się srodze, gdy przyszło cierpliwie patrzéć na dorodne a pańskie zalotniki, oblegające miłą serca jego, i drżał co chwila by mu