Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/60

Ta strona została przepisana.

jéj który nieporwał. — Czas tymczasem uchodził powoli, nieniosąc z niskąd pociechy ni nadziei.....
Jednego razu król, wraz z całym swym dworem, powracał był z wielkiéj gonitwy do swego złotego zamku, co na wyśpie warownéj, śród rzéki, rzucony, przyglądał się w jasnéj wodzie swoim ścianom murowanym. Właśnie gdy na most wjeżdżali, koń królewski, dziki i twardy, chrapiąc i parskając nozdrzami, stanął dęba i począł się ciskać; król zachwiał się z razu na siodle, ale jako dzielny jeździec poprawił się w téjże chwili, i wsparłszy konia ostrogą, po woli swéj iść przymusił. Ale podczas gdy rumak jego nagle skoczył, korona z królewskiéj głowy usunęła się i padła na most, a odbiwszy o deski potoczyła się do wody. — Na to między dworem całym i między ludem ciekawie patrzącym z brzegów powstał krzyk niesłychany trwogi, a potém głośny jęk i lament. Była to bowiem korona nieopłaconéj wartości, z dawien dawna chowana jak największa świętość; a własność jéj była taka, że pókiby ją tylko miano w owym kraju, póty naród nie miał się co bać głodu, moru, ani klęski w wojnie; lecz skoroby ją stracono, wszystko złe wnet spaść nań miało. Stała się zatém wielka rozpacz w ludzie, i król sam pobladł, załamując ręce. — Woźni królewscy wnet po mieście całém obwołali, że ktobykolwiek potrafił królewską zgubę wydostać, czeka go nieprzebrana wdzięczność i łaska pańska, a coby sam chciał,