Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/67

Ta strona została przepisana.

Drugi odpowiedział mu na to: „Tego i ja jestem zdania, — ale jakąż by wynaleść radę?“
— „Wiész co? zjédzmy oto chléb jego, — a jak będzie głodny, nie wpiérwéj damy mu ze swego, aż sobie pozwoli wykłuć oczy albo nogi połamać.“
— „Ej!“ wykrzyknął średni: „to pomysł dobry, co się nazywa! Nieczekając jutra, wykonajmy go dziś zaraz.“ — I wydobywszy chléb Ferkowi, zjedli go cały nim się zbudził.
Zbudziwszy się wkrótce, szukał chleba, bo był bardzo głodny. Bracia upewniali go, że idąc spać zjadł go już, i przezywając go żarłokiem ani kęsa dać mu niechcieli. Ferko nie mógł pojąć tego co mu prawili, — milczał więc, poszcząc dzień cały i noc. Ale nad porankiem głód tak mu się dał we znaki, że aż płakać począł, prosząc braci natrętnie o kawałeczek z ich chleba. Okrutnicy śmieli się tylko, powtarzając mu to samo co mu wczoraj już powiedzieli; a gdy nieszczęśliwy błagać ich nieprzestawał, najstarszy się odezwał: „Dobrze! jeśli dasz sobie złomać nogę i wykłuć oko, damy ci kawał chleba.“
Na to Ferko okrutniéj jeszcze jął łzy wyléwać, ale cierpiał znosząc aż do południa. Wtedy dopiéro, niemogąc już dłużej wytrzymać, dał sobie złamać lewą nogę i wykłuć lewe oko. Wtedy dali mu oni kawałek chleba, ale tak mały i cieńki, że biédny w moment go połknąwszy, prosił o więcéj. A oni