Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/68

Ta strona została przepisana.

śmieli się i szydzili po dawnemu. — Ferko więc płacząc cierpiał aż do zachodu słońca; ale gdy słońce zaszło, głód z taką dał mu się czuć mocą, że już nie umiał dać rady sobie. — Średni brat przemówił wtedy: „Dostaniesz drugi kawał chleba, jeśli dasz złomać prawą nogę i wykłuć prawe oko sobie.” — A Ferko, rozpływając się z żalu, dał sobie złomać nogę i wykłuć oko pozostałe.
Kiedy tak był zupełnie oślepiony i z obojgiem nóg złamanych, dali mu kawałek chleba, nieco większy niż przedtém, i zostawując go wijącego się w boleściach, sami poszli dalej, — Nieborak pożarł chciwie ich datek i jęczał okropnie. Nikt jednak na jego wołanie nie przychodził mu z pomocą, gdyż już dawno była noc milcząca i ciemna. — Nie mogące zamknąć oczu do snu, od boleści, czołgał się więc jak mógł po ziemi, niewiedząc sam co czyni.
Z porankiem, słońce wybiwszy się na niebo, poczęło mu bardzo dopiekać, szukał więc sobie cienia. Wpełznąwszy na jakiś pagórek, uczuł chłód cienisty, i położywszy się w bujnéj trawie, słuchał czy mu Bóg kogo nie ześle.
To co nad nim chłód sprawiało, było to rusztowanie. Kilka kruków zleciało się w tém z różnych stron na nie i poczęło ze sobą rozmawiać.
— „Co téż tu macie wy najdziwniejszego w téj stronie?” Odezwał się jeden z nich.
„O!” odpowiedział mu drugi: „jest tu wiele