Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/71

Ta strona została przepisana.

woda, — pszczoła uradowana przyszła zupełnie do siebie. „Nigdy niezapomnę dobrodziejstwa twego, i może da Bóg odwdzięczę ci się kiedy” — rzekła, i z wesołym brzękiem uleciała w powietrze.
Dobréj myśli, nietroszcząc się wcale o przyszłość, szedł sobie Ferko dni kilka, aż przyszedł do innego już królestwa. Pomyślał sobie: a co by téż było, gdybym poszedł do zamku i królowi wprost służby me ofiarował? — Mówiono mu wprawdzie, że król jest niezmiernie dziwny, okrutny i wymyślny, — ale że ma córkę, śliczną jak zorza, a dobrą jak gołąbek. O ile piérwszego obraz odpychał, o tyle drugiéj opis zachęcał go do wykonania powziętego zamiaru.
Poszedł do zamku, chcąc u nóg króla prośbę swa złożyć, — alić, kogóż tu najprzód ujrzał? oto obu swoich braci, którzy go oślepili i nogi mu połamali, a którzy już od niejakiego czasu zostawali w królewskiéj służbie. — Jeżeli on się tém zdziwił, to oni obaj wylękli się niezmiernie, kiedy ujrzeli go całkiem zdrowym i że także ich poznaje. Bali się, żeby ich o szkaradne okrucieństwo nie oskarżył przed królem, a ten by ich powiesić nie kazał.
Ferko swoją przyciągającą urodą, zajął od razu wszystkich w zamku, którzy go ujrzeli; nawet śliczna córka królewska nie mogła oczu od niego oderwać, gdyż nigdy w życiu niewidziała jeszcze podobnie pięknego młodzieńca. Bracia jego dostrzegli to z