Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/75

Ta strona została przepisana.

Król osłupiał prawie ze zdziwienia, — śliczna zaś córeczka jego, zachwycona, patrzała raz to na czarująca budowę, to na jéj urodziwego twórce. Dwaj bracia, zżółkniali od zazdrości, wskazywali na to dzieło, jako potwierdzenie swego oskarżenia, że Ferko był czarnoksiężnikiem.
Król, chociaż nad wyraz zadziwiony niepojetém sobie wykonaniem zadania swego, zły był przecież, że, związany słowem, nie mógł młodzieńcowi życia odebrać. Zwracając się więc do braci jego, mówił:

„Widocznie przez piekła wdanie,
„Spełnił piérwsze zadanie.
„Mówcież co by drugiego
„Znaleść teraz takiego,
„Czego by nie mógł sprawić?
„Żeby go życia zbawić.”

Było to właśnie po żniwach, ale zeżęte zboża wszystkie jeszcze w polach leżały. Średni więc brat rzekł: „Niechaj do jutra o tym czasie zbierze wszystko ziarno, jakie się tylko w obrębie całego państwa znajduje, tak żeby ani jednego nie brakło, na jedną kupę u tego pagórka. Jeśli tego nie dokaże, dasz go stracić.” —
Słysząc to, piękna królewna pobladła i mało bez przytomności na ziemię nie padła. Ale Ferko wysłuchał zadania spokojnie, — gdyż spotkawszy życzliwe wejrzenie królewny tak dziwnie, czuł się na sercu, że zdało mu się niepodobném obawiać się czegokolwiek na świecie. Pełen błogiéj nadziei