Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/79

Ta strona została przepisana.

błysnęło jak gwiazd wśród chmurnego nieba, serce jego niewyczerpaném źródłem nadziei.
Kiedy tak, rozmyślając, pogląda w około siebie, przyszedł doń ogromny wilk, który poufnie przed nim stając, przemówił: „Szczęść Boże! mój dobroczyńco. Nad czém że to rozmyślasz tak samotny i milczący? Jeśli mogę ci być w czém pomocnym, rzeknij tylko, a jako przez ciebie kiedyś z cierpienia uwolniony, odpłacić ci gotówem poradą i czynem. —
Ferko poznał, że to był wilk, któremu złomaną nogę wyléczył; przyjmując więc chętnie jego ofiarę, opowiedział czego ma jutro, pod utrata życia, dokonać. „A jakże (mówił) mogę wszystkie wilki z kraju całego pod ów pagórek zebrać, kiedy z jednym niebezpieczna sprawa?” —
— „Czy nic więcéj nad to nie chcesz?” rzekło poczciwe wilczysko: „No! to możesz zupełnie spokojny oczekiwać spełnienia twéj woli. Zaraz ja pobiegnę zająć się wedle tego, — a jutro o zachodzie słońca stanę tu uczynić ci zadość.” Zatém odleciał z pośpiechem, zostawując młodzieńca w najżywszéj radości, bo pewnego że i to zadanie sprawi, a tém samém nie postrada życia.
— Jednak (myślał sobie) lepiéj by jeszcze było, gdybym kraju tego nie musiał opuszczać. Tak! o ile przed parą dniami rad byłbym z niego wyszedł, tak chętnie dziś podjąłbym najtrudniejsze jeszcze