Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/96

Ta strona została przepisana.

łośnie — „o ja nieszczęśliwa!“ A w tém wzrok jéj padł na żelazny pierścionek, na sznurku pysznych bursztynów u szyi wiszący. Zerwała z całéj siły sznurek, że aż paciorki posypały się do koła, a pierścień na palec włożyła.
W téj chwili zaćmiło się jéj w oczach i w myśli, — wpadła niby w mdłości, niby w sen, w którym czuła że ją cóś przez powietrze niesie.... Sama nie wiedziała jak długo to trwało, gdy się zbudziła nagle, na zielonéj murawie, tuż pod murami znanego sobie zamczyska. Zerwawszy się, biegła do środka, wołając z całych piérsi strasznego potworu; lecz nikt się jéj nieodzywał, tylko echa pustki podawały sobie w koło jéj wyrazy.
Obiegłszy próżno wszystkie komnaty zamkowe, śpieszyła szukać do ogrodu. I oto tutaj, pod tą samą różą niebieską, gdzie jéj miłość swoją wyznał, leżał biédny potwór, schudzony i wynędzniały, ze zamkniętemi oczami, bez tchu, zimny wszystek. — Jadwisia, łamiąc ręce, rzuciła się do niego z przeraźliwym krzykiem:
— Zbudź się! zbudź! mój straszny potworze! ja tutaj jestem przy tobie!… Zbudź się, a będę cię kochać, — będę twoją całe życie!“… wolała, i w żalu do kudłatego pyska przytuliwszy białe lica złożyła na nim gorące pocałowanie.
I wtém — o dziwy! — potwór ożyły zerwał się ze ziemi, — lecz już to nie był potwór straszny,