Strona:PL Roman Zmorski - Wieża siedmiu wodzów pieśń z podania.pdf/19

Ta strona została przepisana.

Aż o południu, zgiełkliwą zgrają,
I ci i owi w obóz wracają.

Ci dziwę tury, czarną posoką
Znaczące drogę, za rogi wloką;
Owi, spętane lipiemi łyki,
Żywo prowadzą oporne dziki,
Lub na wpędzonych między golenie
Drzewcach dźwigają zwisłe jelenie.
Inni zaś sosny, z smolnym korzeniem
Wydarte, silném ciągną ramieniem;
Lub dzikie barci, z całemi kłody
Wycięte niosą na wielkie gody.

I wnet ogromne wznoszą się stosy, —
Dymy słupami biją w niebiosy;
Krwawe mięsiwa, w ćwierci zrąbane,
Skwierczą, na ostre drzewca nadziane....
Aż o wieczorze legły spieczone
Na polnych głazów stoły omszone.

I po za stoły, z gwarem wesołem,
Siadła drużyna szérokiem kołem. —
W środku zasiedli siedmi wodzowie, —
Starcowie wiekiem, licem młodzieńce, —
Złociste hełmy mając na głowie,
Na hełmach z dębu zielone wieńce;
Po jednéj stronie miecze przejrzyste,
Z drugiéj zwieszone gęśli śrebrzyste.