Strona:PL Roman Zmorski - Wieża siedmiu wodzów pieśń z podania.pdf/26

Ta strona została przepisana.

Już szczytem drzewa minęła puszczy,
I ku gwieździstym niebiosom śmiga.
Już w wysokości dalekim mroku
Ścigającemu gubi się oku,
Jeno na niebie wyskrzoném długą
Czarnego cienia znaczy się smugą.

Tylko z jéj szczytu, w jasne półkole,
Złociste hełmy na wodzów czole
Siedmiorgiem kręgów błyszczących górą,
Niby miesięcy pełnych siedmioro.
Aż co raz niknąć, — co raz to wyżéj, —
Co raz to daléj świecąc od ziemi,
Co raz to niebios gwieździstych bliżéj,
Nareszcie, siedmią gwiazdą drobnemi,
Pomiędzy gwiazdy staną drugiemi.....

Na raz ustawa podziemna wrzawa,
Ustawa grzmienie i ziemi drżenie:
I olbrzym wieża, w groźnym ogromie,
Z czołem opartém o nieba stropy,
Z wrosłemi w piaski wilgotne stopy,
Staje milcząco i nieruchomie.

Tylko nurt Wisły, nagle cofniony
W łoże swe, głucho kipi spieniony;
Tylko, z śród ciszy, gęśli i pienia
Płyną z wysoka ostatnie brzmienia,