ka, szukał kryjówki w której mógłby nasycić się w cieniu. Krzew, ukrywający myśliwca, zwrócił na siebie jego oczy; począł więc w tamtą stronę ciągnąć swą zdobycz.
Jednakże, oczarowany wspaniałością walki, człowiek przyglądał się jeszcze zwycięzcy, gdy nagle ujrzał, iż ten skierowuje się ku niemu. Jakgdyby tchnienie cielesnego jakiegoś strachu, przelęknienia przeszło po nim, nie stracił on jednak zmysłu walki i rachuby. Przyszło mu na myśl, że po takich zapasach, a żądnym będąc posiłku, kot jaskiniowy nie będzie zapewne niepokoił jego schronienia. Bądź co bądź jednak, nie miał co do tego żadnej pewności. Słyszał on niejednokrotnie podania starców, opowiadających w godzinach wieczora o nienawiści olbrzymiego kota do ludzi. Zdawało się, że nieliczni przedstawiciele tych drapieżców, znikając stopniowo, świadomi byli tego, jaką rolę w zagładzie ich odgrywają ludzie, nasycali też zawsze swą niechęć, ilekroć udało im się spotkać jakąś jednostkę samotną.
Kiedy wspomnienia te przewijały się po głowie myśliwca, zastanawiał się on nad tem, czy w razie napadu lepszą dlań byłaby obecna kryjówka, czy otwarte miejsce sawanów. Gdy się uda złagodzić rozpęd drapieżca — łatwiej tam będzie rzucić asagaję i maczugą wywijać. Nie mógł się namyślać długo; kot jaskiniowy odchylał już liście. Człowiek, szybko powziąwszy zamiar stanowczy, wypadł z zarośli, po linii tworzącej kąt prosty
Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/17
Ta strona została przepisana.