Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/23

Ta strona została przepisana.

udawało się odnaleźć właściwego kierunku, w jakim należało ciosać albo łupać. Robotą bardziej jeszcze subtelną było wyciosywanie szpiców wędek haczyków, baków z ości i rogów: pracownicy uzbrojeni tu byli w narzędzia tak delikatne i dokładne, że ludzkość zdąży udoskonalić je nie wcześniej, aż przejdzie od okresu kamienia do okresu metali.
Nadewszystko igła była wyrazem mądrej przemyślności: odłamek jakiś potrzeba tu było obtaczać krzemieniem rowkowatym, potem wygładzać, zaostrzyć na jednym końcu, na drugim przewiercić ucho, a wszystko to z powolnością ostrożną, obrachowana, narażając się po tysiąc razy na rozłamanie, rozkruszenie wyrobu.
Kiedy się rozpoczęły roboty, grupa myśliwców zgromadziła się u wejścia do jaskini.
Młodzieniec z bystrym, daleko sięgającym wzrokiem wdrapał, się na najwyższy odłam skały, aby się rozejrzeć po okolicy. Na lewo — w łagodnych, niewyraźnych blaskach ametystowych las przecinał rzekę i widnokrąg. Przed nim doliny i powolnie wznoszące się równie stepów, poprzerzynane zaledwie lekkiemi, łagodnemi wzgórzami, oazy podobne do nenufarów na trzęsawisku, wijące się zwierciadło wód żyznych. Za niem ginąca w blaskach i odblaskach mgieł — kraina górska, a wszędzie zdrobniale sylwetki zwierząt pasących się w dolinie; myśliwiec wymienił tabun koni, stado bawołów. Głosem donośnym zawiadomił o nich swych towarzyszy, zakreślając