Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/24

Ta strona została przepisana.

palcem widownię łowów. Na te słowa wszyscy rzucili się po broń, zabierając ze sobą łuki, harpuny, asagaje, maczugi. Potem, w chwili wyruszenia, starzec, przewodniczący im, rzuciwszy wzrokiem wkoło, zawołał:
Vamireh!
Na progu jaskini ukazał się młodzieniec, pogromca kota jaskiniowego. Ważył się on pomiędzy chęcią wykańczania płaszcza ze skóry potwora oraz żądzą przyłączenia się do wyprawy. Młodość, uroki zbudzonej ze snu doliny, krzyk towarzyszy — wszystko to przemogło jego niepewność: powrócił do jaskini i rychło ukazał się znowu, uzbrojony w łuk i maczugę, a cała drużyna wyruszyła zaraz w kierunku północnym. Barbarzyńskie ich mózgi zrazu podniecone były pochodem i pięknością poranka, stopniowo jednak stawali się oni bardziej milczącymi. Niebawem na wierzchołku wzgórza ukazało się przed nimi stado bawołów. Wielkie te zwierzęta trawożerne ugrupowały się w kształcie trójkąta na przestrzeni jakichś dwu tysięcy łokci, w liczbie kilkuset. Byki wspaniałej budowy, z czaszkami zdradzającemi zaciętość, przeważnie czerwonawe, ciężkimi kroki krążyły pomiędzy samicami i młodzieżą. Całe to mnóstwo było obrazem przepychu jakiegoś powoli płynącego życia, jakiejś spokojnej wspaniałości i siły gromadzkiej.
Na głos przewodnika (olbrzymi byk znajdujący się u szczytu trójkąta) inne samcy miały się grupować do walki. Dzika jakaś inteligen-